W weekend 23-24 lipca, we Frankfurcie nad Menem, odbyły się Mistrzostwa Świata w Quiditchu. Po raz pierwszy były to duże, bo obejmujące 5 kontynentów, mistrzostwa. Miałem okazję być w polskiej reprezentacji i dzielnie walczyć, aby nie być ostatnim, co miało miejsce w zeszłym roku na Mistrzostwach Europy w Sarteano.
Polska reprezentacja liczyła 19 zawodników, z Warsaw Mermaids, Kraków Dragons i Quidditch Hussars, trzech drużyn wchodzących w skład Polskiej Ligi Quidditcha. Nasza liga dopiero sie rozwija, stąd też pojechali głównie ci, którzy mogli sobie na to pozwolić, ponieważ nie mamy żadnego finansowania. Nie mniej jednak wystawiliśmy całkiem dobry skład i uzyskaliśmy 17 miejsce na 21 krajów biorących udział.
Mieliśmy bardzo fajne koszulki ze skrzydłami orła polskiego na ramionach, które wszystkim się bardzo podobały.
Mieliśmy okazję zobaczyć jak grają najlepsze drużyny na świecie: USA, Australia, Kanada, UK, Francja. Było też sporo wyrównanej walki na środkowym szczeblu: Turcja, Belgia, Meksyk, Norwegia, Włochy, Austria, Niemcy, Slowacja, Katalonia, Hiszpania. My jesteśmy wśród tych słabszych, młodszych drużyn: Słowenia, Holandia, Polska, Irlandia, Brazylia, Południowa Korea.
Widać było, że mamy sporo do nadrobienia, zarówno taktycznie jak i kondycyjnie. Musimy uważać na ruch “Troll w lochach”, czyli przeciwnika stojącego za naszymi pętlami. Musimy trenować więcej dalekich, celnych podań oraz ich łapanie. No i więcej gry ciałem, żeby nie przepuszczać nikogo pod nasze pętle.
Oprócz świetnych rozgrywek, miałem okazję spróbować niemieckich kiełbasek, m.in. Bratwurst i Rindswurst. Tak się też złożyło, że podczas wyjazdu codziennie jadłem Kebaba, który mimo wszystko jest dobrym źródłem białka i warzyw ☺
Całe wydarzenie było streamowane (dokładniej boisko nr. 1) na niemieckim serwisie SportDeutschland.tv, gdzie można teraz jeszcze obejrzeć nagrane mecze.
Organizatorzy turnieju zapewnili też after-party w klubie. Trochę to jednak impreza nie dla mnie. Było głośno, duszno, gorąco, tłoczno i głośno. Więc sobie darowałem.
Tak czy inaczej mimo ogólnego zmęczenia, jestem bardzo zadowolony z wyjazdu, bo pokazujemy światu, że Quidditch w Polsce pnie się do góry. Następnym razem na pewno coś wygramy.